16
Przed nim muzyka elektroniczna była grzeczna i miła. Można się było do niej kiwać, tańczyć i dobrze bawić. Spędzić miłą noc w klubie. Ale Keith Flint zmienił to wszystko, gdy zaśpiewał "I’m the firestarter"
Keith miał problemy z nadużywaniem narkotyków i alkoholu, ale tak naprawdę zabiła go depresja, na którą cierpiał od lat.
"Nie zabiłem się dotąd ze względu na moich sześć psów – powiedział w wywiadzie kilka lat temu. – Ale bywały wieczory, że układałem na stole pigułki i brałem je jedną po drugiej, aż traciłem przytomność"
Rave In Peace, Keith.
Dodano: , wyświetleń 2143
bor
ponad 6 lat temu
Fascynująca historia jakiegoś ćpuna... Zwykły patus i nic więcej.